W piątek 10.10.2014 po południu razem z Czarkiem wsiedliśmy w pociąg do Międzylesia. Pogoda jak na październik ciepła i sucha. W Międzylesiu byliśmy po zmroku, a plan był taki by jeszcze trochę ponapierać, zanim rozbijemy namiot. Napieranie nie odbywało się jednak w szybkim tempie, a to z uwagi na plecaki, które ważyły po około 10 kg. Otaczająca nas ciemność też nie ułatwiała sprawy. A plecaki miały prawo być ciężkie, mieliśmy w nich zapas wody na kilka godzin, i wiktuały, które miały nam starczyć aż do niedzielnego popołudnia.
Niebieski szlak z Międzylesia pod Śnieżnik chyba nie jest często uczęszczany, czego jednak nie mogliśmy wiedzieć z całą pewnością, gdyż niewielu turystów podróżuje nocą, jednak my z powodu braku czasu i wybujałych wymagań co do długości trasy byliśmy do tego zmuszeni. Początkowo szlak biegł przez pola, by wbić się w końcu w las. W wiosce Jodłów pierwszy raz pomyliliśmy lekko drogę, korzystając z pomocy autochtona (pan był niesamowicie zdziwiony naszym pojawieniem się, ostrzegając, iż szlak jest kiepsko oznaczony) w jej odnalezieniu. W niedługim czasie, przy wyjściu z wioski, prawdopodobnie spotkaliśmy wilka. Zwierzę stało spokojnie i przyglądało się nam. W pośpiechu oddaliliśmy się. Tak, wilki występują w tej okolicy, jak dowiedzieliśmy się telefonicznie od znajomego.
Dalej obyło się bez niespodzianek, spaliśmy między Małym Śnieżnikiem(1337), a schroniskiem na Śnieżniku, na polance wolnej od borowinek, gdzie przybyliśmy o 22, po drodze napawając się prawie-pełnią, gwiazdami i zachmurzonymi widokami dolinek.
Tu kiedyś stał namiot |