W ramach rekonesansu Szlaku Orlich Gniazd postanowiłem ruszyć w trasę, by ją trochę przetestować. Rozpocząłem bieg w miejscu, w którym się szlak rozpoczyna, czyli przy pętli tramwajowej "Krowodrza Górka" w Krakowie, a to, jak potoczy się moja dalsza droga - nie miałem jeszcze pojęcia.

Początek szlaku zaczyna się niepozornie, łatwo go nie zauważyć, jeśli się go nie szuka. W drogę ruszam chwilę przed 8 rano - wykorzystuję okazję, gdy żona jest akurat w pracy w sobotę. Miejski początek trasy nie jest przyjemny, w dodatku temperatura mimo porannej pory jest już niesprzyjająca bieganiu, w dodatku słońce intensywnie świeci. Oczywiście gubię szlak, który skręca w Parku Krowoderskim - ja biegnę prosto. Po nadłożeniu ponad kilometra drogi wracam się ulicą Opolską, i już później bez przeszkód docieram do obrzeży Krakowa i Czerwonego Mostku, czyli stuletniego wiaduktu wojskowego zbudowanego przez armię Austro-Węgier w celu poprawienia możliwości przegrupowywania się wojsk w okolicach fortu Pękowice.
 |
Czerwony mostek - kawał solidnej, austriackiej roboty |
Warto wspomnieć, że pod tym mostkiem, i jeszcze spory kawał dalej, równolegle ze Szlakiem Orlich Gniazd wiedzie Via Regia, historyczny szlak handlowy, jedna z gałęzi Drogi Św. Jakuba wiodącej do Santiago de Compostela.
Bez żalu opuszczam Kraków, mijam Pękowice i zachwycam się widokami. Zaczynają się pierwsze konkretniejsze pagórki.
 |
Widok na dolinę Prądnika spod Giebułtowa |
Przechodzę przez Giebułtów, gdzie nabieram sobie wody z kraniku przy cmentarnym murze. Jestem do tego zmuszony, gdyż nieopatrznie wziąłem ze sobą tylko półlitrową butelkę wody, co przy temperaturze podchodzącej pod 30 stopni jest zdecydowanie zbyt małym zapasem wody. Z Giebułtowa przez wąwóz Kwietniowe Doły zbiegam do Prądnika Korzkiewskiego.
 |
Wąwóz Kwietniowe Doły - nawierzchnia wzmocniona geokratką komórkową |
Z Prądnika Korzkiewskiego dłuższy odcinek asfaltem już doliną Prądnika - początkowo w cieniu drzew, później już w częściowo odkrytym terenie. Pojawiają się pierwsze wapienne skałki. Przed wkroczeniem do Ojcowskiego Parku Narodowego napotykam się jeszcze na tzw. źródło w Prądniku Korzkiewskim, najwydajniejsze źródło na tym terenie, z szybkością wypływu od 5 do 13 l/s.
 |
Pierwsze formacje skalne na trasie |
 |
Krowy też korzystają z dobrodziejstw doliny Prądnika |
Po znalezieniu się w Parku Narodowym droga staje się asfaltowa i przebiega w pięknej i płaskiej dolinie Prądnika. Zaczynam spotykać większą liczbę rowerzystów, którzy korzystają z wygodnej drogi z ładnymi widokami. Woda mi się kończy, dlatego cieszę się wiedząc, że niedługo będę mógł zaczerpnąć jej ze Źródełka Miłości - którego naturalny wypływ znajduje się przy Bramie Krakowskiej, 100 m od wturnego, obudowanego źródła. Co prawda woda podobno nie nadaje się do bezpośredniego spożycia, ale mi się nic nie stało, a wypiłem ponad pół litra.
Przy źródełku miłości uprzejmy rowerzysta robi mi też zdjęcie na tle skały zwanej Rękawicą. Zaglądam też do jaskini Krowiej.
 |
Skała Rękawica - ale gdzie są dokładnie palce to nie wiem |
 |
Brama Krakowska - dawniej tędy prowadził szlak handlowy z Krakowa na Śląsk |
 |
Jaskinia Krowia - niewielka i nudna |
Dalej już docieram do Ojcowa, niewielkiej wsi o turystycznym charakterze, będącej siedzibą Ojcowskiego Parku Narodowego. Na wejściu do miejscowości położone są stawy hodowlane z Pstrągiem Ojcowskim, zasilane krystalicznie czystą źródlaną wodą. W niewielkim oddaleniu widać Zamek w Ojcowie z drugiej połowy XIV w., do którego zmierzam. Nie mam czasu by go zwiedzać, zresztą już kiedyś to robiłem. Kontynuuję podróż i docieram do Kaplicy na Wodzie - wybudowanej w 1901 roku, położonej na dwóch brzegach Prądnika, co związane jest z podaniem o ominięciu zakazu władzy carskiej budowania na ziemi ojcowskiej.
 |
Zamek w Ojcowie |
 |
Kaplica na Wodzie |
Biegnę dalej szlakiem, w kierunku drogi wojewódzkiej 773. Tam spotykam ciekawe skałki - Pochylce. I chyba zapatrzony w nie omijam czerwony szlak, poruszając się drogą 773 w kierunku Sułoszowej.
Omijam tym sposobem wzgórze Grodzisko - no szkoda. Wcześniej też postanawiam, że biegnę dalej aż do Rabsztyna, a potem się zobaczy co dalej.
 |
Pochylce |
Szlak czerwony dochodzi do drogi, i dalej już nim kieruję się pod górę, lasem w kierunku zamku Pieskowa Skała. Docierając już blisko zamku napotykam się na parking i sporą liczbę turystów. W końcu niedawno otwarto z powrotem zamek do zwiedzania, działa też nowa restauracja. Zatrzymuję się na dziedzińcu zamkowym by w końcu coś zjeść. Wody znowu brak, uzupełniam braki w restauracyjnej toalecie. Postój zajmuje mi jakiś kwadrans i biegnę dalej.
 |
Pieskowa Skała - widok z dziedzińca na wejście do części pałacowej |
Wybiegam z zamku i tym razem asfaltem kieruję się w kierunku centrum Sułoszowej, w której administracyjnie położona jest Pieskowa Skała. Sułoszowa to właściwie ulicówka, jedna z dłuższych w Polsce, ma 9 km wzdłuż drogi 773, którą teraz podążam. Miejscowość jest wąska, ograniczona Prądnikiem i wapiennymi skałami. Po długim odcinku dobiegam do centrum, w którym znajduje się zabytkowy kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z 1939 roku.
 |
Ciekawie jak się mieszka w cieniu takiej skalnej ściany? |
 |
Zabytkowy kościół w Sułoszowej |
Za kościołem szlak skręca w lewo, pod górę, w pola. Mi kończy się jak zwykle woda, a punktu gdzie mógłbym ją uzupełnić nie widać. Na razie wdrapuję się na wzgórze Kamieniec (481 m.n.p.m.), gdzie napotykam na asfaltową szosę i podążam nią w prawo, w kierunku Zadola Kosmolowskiego.
 |
Widok ze stoków Kamieńca na Sułoszową |
Po pokonaniu kilku kilometrów docieram do Zadola, postanawiam znaleźć sklep lub poprosić ludzi o wodę z kranu. Wypada ta druga opcja, tyle że gospodyni nie pozwala mi napełnić butelki, przynosi pełną półtoralitrową butelkę wody mineralnej. I tak wielce zadowolony w dalszą drogę ruszam już trochę lepiej zabezpieczony. Z Zadola szlak skręca w prawo, na północ. Coś gubię się, GPS wskazuje że jestem na szlaku, chociaż wszedłem w ścieżkę, która się nagle rozmywa między krzakami. Nic to, przedzieram się w dobrym kierunku. Dochodzę do drogi ze szlakiem, która później przecina drogę 773.
 |
Gdzieś tam, za Zadolem Kosmolowskim, gubię szlak |
Dalszy przebieg szlaku jest monotonny. Piaszczysty las, trochę pagórków, trochę rowerzystów. Wyżyna Olkuska w tym miejscu jest całkiem nudna, w porównaniu np. do rejonu Ojcowskiego Parku Narodowego. Docieram w końcu do podnóża Januszkowej Góry ( 449 m.n.p.m.). Zbaczam ze szlaku by wejść na szczyt. Po drodze napotykam się na wspinaczy zdobywających wapienne skały. Docieram do Januszkowej Szczeliny - jednej z najgłębszych jaskiń na terenie wyżyny Olkuskiej. Szczyt, kawałek wapiennej skałki, i z powrotem w dół.
 |
Wspinacze na zboczach Januszkowej Góry |
Dalej szlak prowadzi już do Rabsztyna, chwilę prowadząc drogą 783 i przecinając tory kolejowe. Jeszcze chwilę idę lasem i ukazuje mi się trzeci już zamek - Rabsztyn. Jeszcze tylko podejście na wzgórze i mogę go podziwiać z bliska. Tak jak Ojców i Pieskowa Skała, był on częścią budowanego przez Kazimierza Wielkiego systemu Orlich Gniazd. Nazwa Rabsztyn jest pochodzenia niemieckiego, od Rabestain - Krucza Skała. Przed zbudowaniem tu zamku kamiennego przez Kazimierza Wielkiego, był tu gród drewniany. Bama wjazdowa prowadzi do zamku dolnego, a właściwie renesansowego pałacu.
Żegnam się z zamkiem i biegnę dalej, schodzę ze szlaku i kieruję się drogą na Olkusz - napotykam na przystanek autobusowy i pana, który mówi że za parę minut jedzie autobus do Olkusza. Z Olkusza już prędko do Krakowa i tak kończy się moja wycieczka.
 |
Zamek na skałach i po lewej stronie ruiny renesansowej części pałacowej |
 |
Widok od strony drogi na Olkusz |
Wedle
Endomondo trasa liczyła ponad 54 km. Pokonałem ją w 7h, dlatego też nie byłem bardzo zmęczony. Przewyższenia były niewielkie, ale jednak nie było płasko. Wyżyna Olkuska to jednak nie góry, ale warto się wybrać w te rejony. Jak się potem okazało, to było moje ostatnie dłuższe wybieganie przed stukilometrowym Biegiem 7 Dolin w Krynicy. Odcinek od Sołuszowej do Rabsztyna - nieatrakcyjny turystycznie, monotonny. Na pewno nie polecam go jako celu wędrówki. Za to Ojcowski Park Narodowy to idealna opcja na weekendowy wyjazd.