wtorek, 8 marca 2016

Co nas kręci, co nas podnieca

W nadchodzącą sobotę w końcu szykuje się konkretny wypad w góry. Z racji na brak czasu idziemy na łatwiznę i znowu odwiedzimy Wałbrzych, chyba, że zdarzy się coś niespodziewanego. Od ostatniego wyjazdu sporo, jak na mnie trenowałem, kilka razy zrobiłem nawet dystans większy niż piętnaście kilometrów - zimą nie mam ochoty na dłuższe bieganie.
 Cały czas też pracowałem nad siłą innych partii mięśni niż nogi - zaniedbane ręce, klatka, brzuch. I to jak, mimo że w miarę regularnie ćwiczę chyba od listopada, może nawet wcześniej, to nadal jestem słabiutki. Wczoraj przeglądając internety trafiłem na ciekawy rodzaj pompek - Sphinx push up, niestety moje tricepsy są za słabe i nie dam rady robić tego ćwiczenia w podstawowej opcji, zostaje mi ułatwiona wersja. To samo tyczy się mostka - ledwo daję radę. Mam słabe mięśnie pleców, co odczuwam w czasie biegów górskich. Na całe szczęście poprawiłem brzuch i łapy, nawet wyglądam lepiej niż na zdjęciach z wakacji. Nadal zostaje do spalenia cała masa niepotrzebnej tkanki tłuszczowej, ciążąca mi w czasie biegu. W tym być może pomoże chwilowa rezygnacja ze słodyczy(6 dni w tygodniu). Doszedłem do wniosku, że puste kalorie nic a nic mi nie pomagają.
 Przed chwilką próbowałem też zrobić jak najdłuższego planka - niestety dałem radę wytrzymać tylko 2:20. Rekord świata to coś powyżej 5 godzin, czyli brzuch też do poprawki. Dlatego nadal powinienem intensywnie ćwiczyć nie tylko biegając, ale też ćwicząc w domu.
MGS 2014, zbieg w kierunku Radkowa



Drugą sprawą na dziś jest kwestia startów w biegach ultra. Przede mną jak na razie zaplanowane dwa starty. Sudecka setką i Bieg 7 dolin. Czemu tylko tyle? Związane jest to z moim założeniem, że nie będę płacić za zawody w innym terminie niż pierwszy, najniższy. Niestety, organizatorzy zwariowali nie tylko z wysokością opłat, ale i z terminem najniższej opłaty. Wiele biegów z 2016 roku niższe wpisowe miało do końca 2015, nie wspominając o obowiązujących gdzieniegdzie komorach i losowaniach. Tak więc trwa teraz mój nic nie znaczący konsumencki sprzeciw. Zamiast sprawdzać się na coraz bardziej skomercjalizowanych biegach - będę wybierał samodzielne przebieżki po górach.
Obrazek z trasy Wałbrzych-Polanica Zdrój, Góry Stołowe
A mają one, w porównaniu do zorganizowanych zawodów ultra, liczne plusy, ale też i minusy:
+ Samodzielnie wybieramy sobie trasę
+ Sami określamy, o której chcemy rozpocząć i zakończyć aktywność
+ Zdecydowanie niższy koszt zabawy
+ Brak parcia na rywalizację, nie ma stresu że ktoś Cię wyprzedza
+ Dowolny dobór towarzyszy
+ Więcej czasu na robienie zdjęć i podziwianie krajobrazu
+ Możliwość postojów w celach turystycznych i regeneracyjnych

- Brak pamiątek w postaci koszulek i innych bajerów
- Brak parcia na rywalizację
- Mniejsza szansa na poznanie innych ultrasów
- Brak punktów z wodą i jedzonkiem


Oczywiście lista moich startów nie jest zamknięta, być może jeszcze coś dłuższego i zorganizowanego pobiegnę, ale nie jest to mój priorytet. Jak już będzie to pewnie jakiś mały, kameralny i niedrogi bieg.
A w oczekiwaniu na takowy trzeba wylać jeszcze parę litrów potu.